Historia drużyny
HISTORIA DRUŻYNY

      Zaczęło się pod koniec roku szkolnego 1983/84. Nauczycielka rosyjskiego zaproponowała Markowi Bemke wyjazd na obóz harcerski. Ten wyjechał (do Baranówki koło Fromborka). Tam poznał dwóch ludzi związanych z późniejszą historią „Dżungli”. Gumę i Dzidzię Byka z 15 Starszoharcerskiej Drużyny Obrony Wybrzeża z Władysławowa, młodzi komandosi (niebieskie berety, mora i te sprawy). Okazało się, że nie jest to zwykły obóz, ale: KURS DRUŻYNOWYCH! Marek złożył przyrzeczenie harcerskie i został przyjęty do grona harcerzy.
      Po powrocie, nie jaka pani Lisius, szczepowa i nauczycielka zarazem, kazała założyć Markowi drużynę turystyczną. Pierwsze spotkanie chętnych odbyło się 10 X 1984 roku. Ludzie pochodzili z LO w Wejherowie. Wiekowo równi Markowi, który był w II-ej klasie. Było tez sporo klas pierwszych. Jak się sam przyznał, Marek palnął „kretyńska mówkę” i ustalono, że zbiórki odbywać się będą w szkole, dwa razy w tygodniu. Druga zbiórka zaowocowała wymyśleniem nazwy: 22 Drużyna Starszoharcerska im. Ignacego Domejki (imię nigdy nie zdobywane i nie przyznane) i barwy (czarno-niebieskie) drużyny. Jako nakrycie głowy obowiązywały rogatywki. Zajęcia na zbiórkach – zajadanie paluszków i podrywanie kobiet (drużyna była koedukacyjna). Jedynie Marek starał się coś robić, ale jego produkowanie się zaowocowało jedynie zakupem mundurów.
      Po raz pierwszy „prawdziwych harcerzy” zobaczyli na rajdzie Rodło’84 w Starogardzie Gdańskim. Poduczyli się trochę i wybrali na biwak do Władysławowa na camping „Małe morze”. Niedługo później odbył się drugi biwak w tym samym miejscu. Próby działań harcerskich zakończyły się powołaniem Jarka (nazwisko zapomniane) na stanowisko przybocznego.
Nadeszło lato roku ’85. Z braku obozu drużyny, Marek pojechał na obóz wymiany młodzieży do NRD. „Meine liebe Freunde”, jak ich nazywano, oczyszczali rowy melioracyjne.
      Po tej dawce „przyjaźni”, Marek powrócił do kraju, szkoły i drużyny. Odbył się wyjazd na Jesienną Zbiórkę Harcerstwa Starszego do Malborka. Warunki sanitarne: 1 kibel i 1 umywalna na 200 osób, brak picia (sklepy zamknięte, bo sobota i niedziela). Marek mył się w kałuży. Powtórne spotkanie z Gumą i Dzidzią przyniosło wymianę zaproszeń na imprezy i stały kontakt.
      Wiosna ’86 to wyjazd na kwaterkę „Radła” do Pucka. Drużyna dostała podziękowania od „Bizona” Bizewskiego w rozkazie komendanta hufca. Odbył się także pierwszy bieg o „Złotą szyszkę” – patent „Dżungli”. Zamiast mapy okolic Wejherowa i jeziora Dobrego, trzy strony A4 drobnym maczkiem opisu. Na imprezie pojawili się tylko znajomi z Władysławowa, którzy zostali podzieleni na dwa dwuosobowe patrole. Wygrali.
      Konflikt z przybocznym, Jarkiem, kończy się zrzuceniem go z funkcji (źle zadzierać z drużynowym) i powołaniem nowych – Tomka i Izy. Marek twierdzi, że uczył się na błędach. Wtedy powstała tradycja dwóch przybocznych w „Dżungli”.
      Odbywa się też biwak w Borach Tucholskich. Obecni: Marek i pięć dziewczyn. Długie nocne rozmowy i tym podobne. Leśniczy był „zdziwiony”, kiedy wszyscy przyszli pożyczyć ŚWIECZKI. Spojrzał na Marka bardzo wymownie.
      Dziewczyny z zastępu „Paskudy” w ’86 obchodziły osiemnastki. Imprez bez liku.
      Znów wyjechało na Jesienną Zbiórkę Harcerstwa Starszego do Brzeźnej. Organizacja lepsza niż poprzednio. Obejrzeli „C. K. Dezerterzy”. Stacjonujące tam wojsko postanowiło zrobić sobie „jaja” z harcerzy. O godzinie 6:00 we mgle pojawiły się sylwetki karabinami pomiędzy namiotami. Dym, petardy, strzelanina, zamieszanie. Guma wystawił głowę z namiotu i zapytał, co się dzieje. Żołnierz odparł, że wojna. Guma poszedł spać dalej. Zero wrażenia.
      W wakacje ’86 odbyła się Polowa Zbiórka Harcerstwa Starszego. Przebojem były „kółka dwa” i „czołgi”. Podczas „kółek” chłopak się pomylił i poszedł, by pocałować harcerza o bujnej czuprynie, zamiast dziewczynę. Marek i Dzidzia wymyślają nową sprawność „czarnobylki”:
   - grzyb atomowy
 * - umie zachować się podczas wybuchu
** - przeżył wybuch, wziął prześcieradło i poszedł na cmentarz
      Droga „Izyszka”, znów na Dobrym, ciekawsza. Przybyły 4 patrole. Malowano twarze i bawiono się w Indian. Guma cały dzień ćwiczył rzut toporem. Gwóźdź programu – „Paskudy” to 6 żon Marka. Czeng (inny facet z drużyny) porwał Gośkę Gończ. Po złapaniu przywiązano ich do pali na sposób św. Andrzeja. W nastroju dogasającego ogniska, do którego dorzucono igliwia, co dało wiele dymu, wyszły czarownice – brunetka i blondynka (zło i dobro). Zaczęły kierować zabawą . Wezwały szamana – Gumę. Podświetlono go odpowiednio. Kazał Markowi zabić niewierna żonę. Tego nie było w planie. Marek zamachnął się nie wiedząc, co zrobić dalej. W tym momencie chwyciły go czarownice i powiesiły na drzewie. Guma zaczął „tekścić” do Czanga, po czym stanął przed nim na jakieś 5 metrów, zamachał się (Czeng był jeszcze uśmiechnięty i żartował, mówiąc: „Daruj mi życie” itp.) i… rzucił. Topór trafił w ziemie trochę za Czengiem, uprzednio przelatując mu pomiędzy nogami. Zaległa cisza, Czengowi „szczenna opadła” (przypominam, że nie mógł się ruszać). W ten sposób wzięło się pojęcie „Zabaw z pogranicza” (chodzi o pograniczne zabawy i drastyczną rzeczywistość, gdy nie wiadomo kiedy kończy się zabawa a zaczyna się niebezpieczeństwo). Niby zabawa, a skutki mogą być tragiczne.
      Wakacje ’87 to przełom w życiu drużyny. Kończy się etap „porodu” „Dżungli”, etap nie bardzo udany. Kształtuje się nowe. Początki to dwa „towarzyskie” wyjazdy w Bory Tucholskie. Powstaje pieśń „Zomo”, Guma wpada w gnojówkę i kobiety wyganiają go z namiotu. Marek ma wizję „religijną” na temat przyszłości. Po wakacjach nowi przyboczni: Iza i Beata (Ata). Drużyna to paka przyjaciół. Powstaje nowy zastęp – Ata + łepcy. Ten etap opisany jest w kronice drużyny. „Paskudy” przechodzą do historii, gdyż uczą się do matury. Zastęp „Smerfy” – Marek + kobiety – rywalizuje z „Borostworami”. Ata ma chęć przejąć drużynę.
      Rok ’88 to pierwsze zimowisko – Karwia. Kłodi (jeszcze wtedy młody) biegał za kare z kubkiem do morza zakulbaczony w plecak. Powstała gra „wolna harcerka”. Przepis – mała sala gimnastyczna, piłka siatkowa, dwa zespoły i gramy w „zbijaka”. Zbija się jak najmocniej – aby ten kto dostanie nie był w stanie grać. Gdy piłka pada na środek – walka o nią. Gra toczy się do pierwszej zbitej lampy. Nieporozumienia z Ata nasilają się. Walka o władzę, olewanie poleceń Marka, zabieranie ludzi na budowę swego domu zamiast na zbiórkę. 
      Skaut w Mechowie. Grzali puszkę w grochówce. Herbatę zrobiono w garnku po parówce i puszcze – bez zmiany wody. Nowość- jabłko i bułka pokoju. Analogia do fajki pokoju. Marek został instruktorem.
      Biwak w Bagienkach. Pozwolono Prezesowi z „Borostworów” zrobić zastęp „Wandale” – celem osłabienia pozycji Aty. Część ludzi Aty przeszła do Prezesa („Zieg imperatorus vandalus”). Powstało SWS – Stowarzyszenie Weteranów „Szajba”. Nosili charakterystyczne czapeczki „basebollówki” w moro, model „Casablanca”. Skład – Marek, Czeng, Guma, Tpi-Tip. Kilka słów o tym ostatnim. Przeszedł z „Baszty”. Ksywa wzięła się od dowcipu, który opowiedział:
      „Modelka w bikini reklamuje nowy środek piorący. Ściąga stanik i mówi: „Tip-tip in the water” maczając go w misce, wącha „Beautiful”. Ściąga majtki i znowu po umoczeniu w wodzie (mówiąc „tip-tip in the water”) wącha, po czym jeszcze raz robi „tip –tip in the water…”.
      W tym samym roku (‘88) odbywa się trzecia „Złota Szyszka” – indiańska. Władysławowo wystawiło 20 ludzi. Przed namiotem Marka tabliczka „wódz”. Czeng był rozbierany, a wszyscy rzucali tekstem „ależ wodzu, co wódz”.
      Przed obozem Ata oszukała Marka – nie zaniosła kart klasyfikacyjnych, chociaż mówiła, że tak. Rozwiązał się problem władzy, bo rada drużyny (bez udziału Marka) usunęła Atę. Obóz w Koronowie to wejście Mniacza na arenę i tworzenie nowego składu. T tym czasie letniego szaleństwa SWS jedzie „na pakę” w Bieszczady. Penetrują i straszą ludzi. Ubrani w granatowo-stalowe koszule, spodnie moro, pasy bojowe, glany, ciemnoniebieskie chusty, mapniki przewieszone przez ramię i swoje czapeczki chodzili po kraju. W Krakowie na ich widok pewna kobieta krzyknęła „Jezu”. W Bieszczadach małolaty krzyczały „faszyści i hitlerowcy”.
      Wracając do obozu, to była istna kolonia karna. Ludzie pochodzili z różnych środowisk, nikt ich nie chciał na obozie. Guma, Marek, Gosia i Mniacz najęli się jako kadra. Stosowano system kar: Wietnam (bieg z elementem padnij na hasło „czołgi z góry, lewej” lub „prawej”), galery (siad na glebę, drag w plot i machamy). Niestety tak się to podobało, że zgłaszali się ochotnicy. Wymyślono Trację (od rzymskiej decymacji) – do trzech odlicz i przymusowa praca dla numeru „trzy”. Trafiło na samych grzecznych. Praca zaowocowała zbudowaniem bunkrów (2 metry ziemianki przykryte balami, okienka strzelnicze). Zostały dwa turnusy jako przykład pionierki. Skoro tradycja nie dała skutku – stworzono trzy kampanii: Comando – Marek, Brawo – Mniacz i Delta – Guma. Celem zmęczenia ludzi – natarcie na wzgórze. Zdobył je pierwszy, zbiegł z ludźmi na drogę za wzniesieniem – ostrzelano z kijow jadącą syrenkę – kierowca był „lekko” zdziwiony. Chłopcy tak się wczuli, że doszło do walki wręcz (Guma stracił okulary młodych rozdzielono). Zabawę przeniesiono nad strumyk, gdzie kampania Marka zrobiła zasadzkę. Akcję przerwano gdy na Marka spadł granat – belka długości pół metra. Powrócono do tradycyjnej kary – 22:00, czyli stanie na baczność z plecakiem wyładowanym pieńkami przed wbitym palem – aby trzymał pion – wśród tnących komarów. Duża skuteczność działania.
      Po obozie powstaje nowa „Dżungla”. Paczka pięciu osób + 30 ludzi od szczepowej z LO. Jako selekcja – wyprawa Puck – Mechowo – Wejherowo. Nic nie dało. Trzeba było wszystkich wziąć do Łeby na biwak. Spali w piekarni wśród hałasu i ciasnoty. Nocą odbyła się miejska gar wojenna i „mordercza gawęda” Marka. Ela wyciągnęła z wydmy pocisk moździerzowy. Guma był związany w paczkę i dusił się.
      Jesienią był rajd obłędnych żołnierzy we Fromborku. Przebrali się jako jedyni, Mniacz wykonał najtrudniejsze zadnie – rozśmieszył króla – i wygrali.
      Zimowisko w Łebie w ’89 to pamiętne słuchanie na okrągło kaset: „Halloween” i „Antystres”. Zajadali się kaszkami, chodzili ogrzać się do kina, wsypali sobie kwasek cytrynowy zamiast cukru do herbaty. Im bardziej słodzili tym bardziej byłą kwaśna. Osoby: Marek, Mania, Guma, Kłodi, Mniacz, Michał.
      Wiosną odbyła się znów „Szyszka” indiańska. Czeng chodził z nożem w kieszeni, przewrócił się i wbił go sobie koło „klejnotów”. Był koncert na rurach od odkurzacza, przywiązanie Dowejki do pola głowa w dół i posmarowanie czerwoną farbą.
Dialog: „Mu krew leci” – powiedziały kobiety. „To nic…” – powiedzieli faceci…
      Było Rodło w Wejherowie, na który byli obsługą i rajd „Bagnom” korytem Piaśnicy. Cibas miał zamszowe buty, które zaczęły się kurczyć w autobusie.
      Obóz Wędrowny w Borach Tucholskich. Pierwszy obóz „nowej Dżungli”, czyli pary przyjaciół: Marek + Hania, Dziurek + Basia, Czeng, Tip-Tip, Marzena, Monika, Mniacz, Sabina, Cibas. Poznali ludzi z Warszawy, mieli ognisko w strojach „powstańczych” – kije z latarkami z czerwonym filtrem, srajtaśma jako pas z amunicją. Odbyła się tez bitwa na żołnierzyki – miniaturki. Składy namiotów zmieniały się3-4 razy.
      1 IX 1989 odbyła się impreza o OKH organizowana przez KI „Skaut”. „Veni, Vidi, Vici” jak mówi Marek. Podjęli decyzję o przejściu do ZHR. Ich zbiórkę (w moim domu w Luzinie) wizytowała sam Acha. Wtedy powstało pismo runiczne i pląs „krasnoludki”.
      Zostali przyjęci do ZHR 11 XI 1989 na biwaku zorganizowanym przez hufiec z Kościerzyny. W czasie gry nocnej pomylono popiersia, bo jedno „zdjęło czapkę”. Podczas przygotowań do mszy nocnej padł rozkaz „drużyny męskie dwa kroki naprzód”. Dżungla jako koedukacyjna chciała dać tylko jeden krok. Mianowano nowych przybocznych – Michała i Gosię oraz podjęto decyzję o ściągnięciu młodych. Powstały z tego dwa zastępy: „Palmuski” i „Bambusy”.
      Następną imprezą była wigilia u Marka w domu. Byli acha i Rychu. Marek chciał zrezygnować z harcerstwa, ale mu przeszło.
      Zimowisko ’90 odbyło się w Łebie. Młode dziewczyny spały w sklepie, kadra w pokoju. Najbardziej wspominają żarcie z indyka, paczki pożegnalne jak na Mikołajki. Zimowisko stało dobrze pod względem harcerskim. Co do żarcia to podobno Marek siedział z naleśnikiem w ustach, bo nie mógł go dojeść. Tropiono Dźwiedzia – znaleziono jego kości. Przeboje to gra w brydża i „Magię i miecz”.
      Wiosną był „Skaut”. Startowały kobiety jako „plemię ściętej pamięci dzidy papance” (Dzidy p.panc.) – III miejsce, chłopaki – IV. Przyznano stopnie ćwika i pionierki. Odstawiono „monolog z czaszką” – Guma + Mniacz i „morowego kapturka” – Hania – Wilk, Marek – Kapturek, Marzena – Leśniczy, Monika – Babcia. Potem przedstawienie o świętym Jerzym. Mniacz miał być smokiem, ale skończył się spray i nie ział ogniem. Jerzym był Michał.
      Tradycyjnie odbyła się „Szyszka”. Temat: Wikingowie. Ludzie byli poprzebierani odbyła się gra fantasy. Gośkę pogryzły muszki. Wtedy tez pojawiła się Maja Łebska. „Szyszka” odbyła się nad Wygodą.
      Po zakończeniu roku szkolnego pojechali na biwak na Starzyska. Wtedy po raz pierwszy pojechałem z nimi. Powód: byłem dowódca ponad 3-tys. armii miniaturowych żołnierzyków, kilku samolotów i około 20 czołgów. Było to więcej niż mieli Marek i Cibas razem. Ach, co to była za bitwa. Pół dnia zajęło umacnianie pozycji i okopywanie się. Resztę dnia zajęła walka (nie dokończona z powodu zmroku). Kobiety się wkurzały. Plan dnia: pobudka, kąpiel, śniadanie, kąpiel, obiad, kąpiel, kolacja, kąpiel, spać i od nowa.
      Obóz ’90 to Bieszczady. W namiocie czteroosobowym spało dziewięć, czyli: Dziurek, Mniacz, Kłodi, Krzychu, Halina, Michał, Marek + Hania, Gośka. Pamiętają Windę – latrynę, która stała na dwóch beleczka i huśtała się – groziła zjechaniem w dół. Krowa wlazła im do namiotu, zakuwali się w dyby. Podczas wchodzenia na połoninę Caryńską od strony Wetlińskiej jedli glukozę z woreczków.
      W tamte wakacje pojechali także na zlot „Zabrody ‘90”. Byłem tam wtedy z 30 WDH „Parasol”. Podjąłem decyzję o przeniesieniu się do „Dżungli”.
      Ostatnim etapem w „rodzeniu się” dzisiejsze „Dżungli” był podział na drużyny męską i żeńską 11 XI 1990 roku. Od tej chwili rządzili: Mniacz – faceci, Gosia Gończ – Kobiety
      Ale to już inna bajka…

Tak oto początki naszej drużyny zostały przedstawione przez A. Kasprzaka.

Przycisk Facebook "Lubię to"
 
ZBLIŻAJĄCE SIĘ WYDARZENIA
 
14 grudzień- zbiórka drużyny
21 grudzień- HADES Obwodu
23 grudzień- Pasterka
28- PRZERWA ŚWIĄTECZNA
 
Stronę odwiedziło już 22878 odwiedzający
Ta strona internetowa została utworzona bezpłatnie pod adresem Stronygratis.pl. Czy chcesz też mieć własną stronę internetową?
Darmowa rejestracja